Czy Pudzianowski pokona groźnego Japończyka?Kliknij obrazek, aby powiększyćW piątek w katowickim Spodku Mariusz Pudzianowski stoczy drugi pojedynek w formule MMA (dyscyplina sportowa, w której zawodnicy walczą wręcz, wykorzystując dozwolone techniki - od boksu po zapasy czy judo).
Jego rywalem będzie Yusuke Kawaguchi. Dwa tygodnie później przyjdzie mu się zmierzyć w Ameryce z byłym mistrzem UFC, Timem Sylvią.
Tymczasem już przed walką doszło do małego skandalu. Jeden z trenerów Pudziana, były bokser Krzysztof Kosedowski, nie zostawił suchej nitki na swoim podopiecznym: - Słaby lewy prosty, słabe nogi, słaba obrona, słaby atak. Myślę, że nie jest do końca przygotowany na ból. Mariusz tak naprawdę nie wie, w co się wpakował - powiedział dla serwisu.
Czy wysłał pan nielojalnego współpracownika na zieloną trawkę?Mariusz Pudzianowski: - Te wypowiedzi zbulwersowały bardzo dużo ludzi. Pracujesz z kimś i nagle się okazuje, że ten ktoś jedzie po tobie. Powiem najdelikatniej, jak mogę, Kosedowski nieładnie się zachował. Albo się nie zastanowił, co mówi albo zrobił to celowo, chcąc na przykład w ten sposób osłabić moje morale. Do walki się w tej sprawie nie odzywam. Zrobię swoje, a potem wyciągnę wnioski.
Podpowiadacze twierdzą, że musi pan pojedynek z Japończykiem rozstrzygnąć w dwóch pierwszych minutach, bo potem on będzie górą.- Im się chyba wszystkim w głowach poprzewracało.
Dlaczego pan tak sądzi?- Jestem niewygodnym facetem, zawodnikiem, uczniem. Mam swoje zdanie. Nie pozwalam sobie wejść na głowę. To ja decyduję, co mam robić, a nie żadni podpowiadacze. A jeśli chodzi o krytykę Kosedowskiego, powiem tak: w MMA nie samym boksem się żyje. Mogę mieć jedną słabszą dziedzinę, na przykład boks, ale jeszcze zostają zapasy, ju-jitsu i wiele innych technik, które można z powodzeniem wykorzystać. Może zabrzmi to nieskromnie, ale moim zdaniem, profesjonalny bokser w MMA nie miałby dziś większych szans na sukces.
Co pan sądzi o piątkowym rywalu? Widział pan na wideo jego pojedynki?- Oglądałem i co - miałem się przestraszyć? Nic z tego. Nie wychodzę na ring po to, żeby przegrać.
On jest od pana znacznie bardziej doświadczonym zawodnikiem.- Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Mam swój plan na ten pojedynek i będę go konsekwentnie realizował. Jestem dobrze przygotowany do walki. Uważam, że dziś jako zawodnik MMA jestem trzy piętra wyżej niż przed pojedynkiem z Marcinem Najmanem.
Podobno postawił pan 20 tysięcy złotych na to, że złoi Japończykowi skórę...- Ale to żaden wielki interes. Bukmacherzy mojemu rywalowi nie dają większych szans. Za każdą złotówkę postawioną na jego zwycięstwo można zarobić w stosunku 4:1. Mój triumf jest dużo gorzej opłacany - tylko 1,2:1.
Zawiesza pan sobie wysoko poprzeczkę, skoro za dwa tygodnie chce pan stoczyć kolejny pojedynek za oceanem z groźnym rywalem.- Do odważnych świat należy. Dbam o własną skórę, nie dam sobie jej złoić. Nie powinno być rozczarowań. Tylko jakaś kontuzja mogłaby pokrzyżować plany. Ale myśli o tym do siebie nie dopuszczam.
Dużo pan zarobi na tych pojedynkach?- Pieniądze nie mają znaczenia. Zarobiłem już tyle, żeby żyć wygodnie i dostatnio. Mam duszę prawdziwego sportowca. Potrzebuję adrenaliny, nowych wyzwań, doświadczeń, progów do pokonania. W każdej dziedzinie, za jaką się zabrałem, dążyłem do perfekcji. Wierzę, że i w MMA jestem w stanie wdrapać się na sam szczyt.
Jak znajduje pan jeszcze czas na śpiewanie czy przebieranie się za... Nergala?- Nie trenuję przecież przez cały dzień. O 7 rano pół godziny biegam, potem półtoragodzinny trening, kolejny - nie mniej intensywny - mam po południu. A w międzyczasie dużo wolnego. Mam prawo przez godzinkę, półtorej trochę się pobawić.
Nergala to pan wymyślił?- Parę osób z otwartą głową ze mną współpracuje i jak widać nie brakuje im pomysłów.
Czy jeszcze czymś nas pan zaskoczy w muzycznym show "Tylko nas dwoje"?- Oczywiście, ale to tajemnica i jej nie zdradzę.
A co pan tym razem zaśpiewa?- "Tango libido" Macieja Maleńczuka i jakiś angielski kawałek.
Jesienią planuje pan kolejne walki?- Tak. Wszystko wskazuje na to, że 17 września w łódzkiej Atlas Arenie zmierzę się z Pawłem Nastulą, a w listopadzie w Chicago z mającym 218 cm wzrostu Hong-Man Choiem. Tak w Łodzi, jak i w Bostonie moje walki ma obserwować komplet widzów czyli kilkanaście tysięcy osób.
Źródło: Express Ilustrowany